Hej, no już jestem.. Czuję się marnie, ale postaram się wszystko opowiedzieć..
W poniedziałek o 7.30 byłam już w szpitalu, kiedy nadeszła moja kolej do przyjęcia okazało się, że lekarz prowadzący już na mnie czeka. Zabiera mnie na usg.. bada, mówi, że guz w ciągu tygodnia urósł jeszcze 5mm.. to wszystko.. ide na oddział, siadam na łóżku, po 5 minutach siedzenia z mamą przychodzi znowu mój lekarz, zabiera na mnie usg, zdziwiona przypominam, że byłam 5 minut temu a on na to, że są jakieś powiklania (o czym nie powiedzial mi wczesniej) wstaje i ide. Wchodze do gabinetu, a tam trzech lekarzy w tym ordynator oddzialu, każą mi się rozebrac i polozyc, badaja mnie najpierw recznie, potem usg brzuszne, potem dopochwowe, i takie badanie przeprowadzil kazdy z tych 3 lekarzy, potem prownali wyniki,, wtedy okazalo sie, ze moj guz ma 2 komory i ta druga jest rownie wielka.. zaczeli mi tlumaczyc ze to takie dwie glowy zrosniete ze soba jedna za druga dlatego nie bylo wczesniej tego widac.. okazalo sie, ze jajnik jest juz tak napekniety ze od razu polozyli mnie lezec zero chodzenia, tylko lezenie na plecach. MECZARNIA.. Prawy jajnik zaatakowany, ma juz kilka ognisk ednometriozy, zrosty.. tyle co pamietam z tych badan..
Pobieraja 12 probowek krwi.. podlaczaja kroplowki z lekami przeciwbolowymi.. dostaje srodki na uspokojenie i zasypiam..
Wtorek-operacja
Jako pierwsza w kolejce ponoc bylam najgroźniejszym przypadkiem na oddziale w tym czasie..
Przygotowuja mnie.. dostaje tabletki na uspokojenie.. pote podlaczaja mi cewnik.. czuje sie dziwnie spokojnie.. dzwonie do mamy i mowie"mamo martwie sie tym, ze sie nie boje" ledwo zdarzylam to powiedziec, przychodza polozne.. chca mnie zabrac ( chce wziac obrazek Pana Jezusa, nie każa mi.. wiec chowam go pod poduszke, nikt go nie zauwayl.). jade na lozku na kolejny oddzial, kolejne pietro.. przenosza mnie na nastepne lozko.. znowu zabieram obrazek, dopiero chirurg go zobaczyl i niestety nie kazali mi go wziac na sale operacyjna.. leze.. dostaje 3 kroplowki i przenosza mnie na stol operacyjny.. i tu moje pierwsze zdziwienie, lekarz bardzo mnie pocieszal, trzymal za reke, glaskal po glowie, opowiadal zarty.. (mialam bardzo mlodych lekarzy) wtedy dowiaduje sie pierwszej rzeczy.. Nie bede miala laparoskopii, okazalo sie, ze zagrozenie krwotoku jest tak duze ze boja sie, ze mogliby nie zareagowac na czas, gdyby cos nie poszlo.., druga rzecz, to ten guz jest zbyt duzy i zle ulozony ponoc narzedzia laparoskopu sa za male by sie nim zajac.. trzecia rzecz.. do wyciecia cala lewa strona..

wystraszylam sie.. Leze..Lekarz powiedzial, ze laparoskop i tak wprowadza, zeby kamera wszystko obejrzec (jesli sie zgodze) zeby to jednak lepiej ocenic i sie upewnic i nie miec pozniej wyrzutow sumienia ze nie wykorzystali kazdej danej im szansy.. Dostaje tlen.. po czym numeruja mi plyny.. po 3 mialam zasnac. juz go nie uslyszalam.. Nie wiem czy tak jest zawsze, ale ja przez 2 godziny po prostu nie zylam, tj, mialam mozg calkowicie odlaczony od zycia:P dlatego ze oddychaly za mnie maszyny, a i rowniez serce mialam polaczone do aparatury i bilo sztucznie (ponoc przez te moje problemy z sercem wczesniejsze, nie chcieli ryzykowac niczym, tymbardziej ze miala byc robiona laparotomia) zasypiam..
cyk cyk cyk cyk... minely 2 godziny.. budza mnie.. sprawdzaja czy oddycham sama, uwierzcie mi ze nic nie czulam.. zadnego bolu nic.. zasypiam, budze sie dopiero wieczorem.. (operacja byla o 8.00 rano)
Jest mama, dotykam brzucha, czuje jakis plastik, butelke... zwymiotowalam cala narkoze i wtedy poczulam okropny bol.. Wtedy zaczely sie dziac te moje male cuda.. Przszedl lekarz do swojej "placzacej pacjentki" dowiaduje sie ze podczas operacji plakalam.. lekarz powiedzial ze spotkal sie z czyms takim pierwszy raz w zyciu, ze to bylo wrecz niemozliwe, gdy wszystko za mnie robila aparatura.. lzy splywaly mi bardzo mocno.. powiedzial, ze dopiero gdy je drugi raz przetarl to przestaly leciec.. (mowil ze zrobilo mu sie mnie tak bardzo zal, ze musial mnie wytrzec:P) aaa zanim zasnelam zlapalam go za reke i powiedzialam do niego "panie doktorze ja mam tylko 2 prosby, po 1 nie chce sie obudzic podczas operacji, po 2. chce miec dzieci) kiedy przyszedl do mnie powiedzial, ze dotrzymal slowa, ze nie obudzilam sie i ze jest pewien ze bede mama.. moja mama sie poplakala a ja nie wiedzialam o co chodzi.. no i sie dowiedzialam.. na tak zle rokowania jakie mialam przed operacja, wszystko sie udalo.. sam powiedzial ze to taki maly cud... minimalnie udalo sie im wykonac laparoskopie.. nie wycieli lewego jajnika.. udalo sie go odratowac, zrobili w nim tylko otwor by nromalnie zaczal funkcjonowac.. usuneli zrosty i ogniska z prawego jajnika.. powiedzial ze trzeba czekac, ale na tyle zlkych wiadomosci dostac tyle dobrych powinno dac mi wiare w to ze bedzie dobrze.."a wiesz co cie uratowalo" - rzekł lekarz.. " Kolor krwi w torbieli.. była ona gęsta, ale jeszcze czerwona.. nie czekoladowa.. co pozwolilo nam na jej przebicie za pomoca laparoskopu" czy jakos tak.. Teraz wiedzialam czemu mama plakala..
Do brzuszka mialam przczepiony dren, zeby odessal wszystkie plyny i krew ktora wyciekla z jajnika..
Nie obchodzilo mnie nic, to ze mnie cos bolalo czulam sie swietnie na psychice i to sie liczylo..
W nocy zaczely sie problemy, zaczelam sie dusic.. dostalam drgawek.. podlaczyli mi aparat tlenowy.. mialam niskie cisnienie 66 na iles tam.. bylam goraca pot sie ze mnie lal strumieniami.. a jak zmierzyli mi temp. to 34 stopnie celsuja.. czyli kolejna dziwna rzecz.. przez 4 dni bylam na glodzie.. w dzien w dzien dostawalam 10-15 kroplowek.. po 4 dniu juz moja reka nie chciala tych kroplowek przyjmowac, robila sie sina.,, 3 razy zmieniali mi miejsce welflonu.. serie zastrzykow w brzuch.. ktorych sie najbardziej balam..a ktore nie bolay wcale.. i o to jestem

W jednym kawalku, usmiechnieta, z bolami brzucha.. i majaca obawy przed pierwsza miesiaczka.. ale dam rade:)
W dniu kiedy wychodzilam, przszedl do mnie znowu lekarz ktory mnie operowal, powiedzial ze nie odwiedza pacjentek ale mnie musial, zyczyl mi duzo zdrowia i szepnal mi na ucho ze te lzy musialy cos znaczyc,, ze ktos bardzo nade mna czuwal.. I ze mam z tym przeswiadczeniem wyjsc ze szpitala.. Stad te moje dwa cytaty zamieszczone w innym watku..
Dla niektorych moze wyda sie to wszystko smieszne, nieprawdziwe, lub zupelnie nromalne... Dla mnie to cos wyjatkowego.. i chce tak po prostu myslec..
Mam nadzieje ze Was nie zanudzilam.. pozdrawiam serdecznie:*
"Spraw, aby każdy dzień miał szansę stać się najpiękniejszym dniem twojego życia."