Cześć dziewczyny

No chwilke mnie nie było ale juz pisze dla czego... Tak był piątek i było usg

Jak na razie jeszcze serduszka nie było ale jest pęcherzyk ciążowy. Jedna komórka sie przyjęła druga niestety nie. Następne usg 25.07 i w tedy juz na pewno będzie serduszko

A czemu nie pisałam? Hmm... kochane wracając z Opola o godz. 22:30 mniej więcej w odległości nie większej niż 10 m przed samochodem pojawił sie jeleń, który wylazł z rowu... Nie było możliwości żeby się z nim nie zderzyć...Na szczęście nie biegł, tylko wygramolił się i stanął.

Gdyby biegł, wpadając na niego wybyłby szybę i mielibyśmy go jeszcze w środku samochodu i na pewno nie wyszlibyśmy z tego cało... Na szczęście czuwa nad nami jakas opatrzność, jeleń zmiażdżył przód samochodu aż przesunął silnik (i tu znów opatrzność że nam nóg nie zmiażdżyło). Auto teścia 4lata teraz w lipcu płacił jeszcze ostatnią ratę. I poszło do kasacji

A nam nic kompletnie

mąż miał tylko ślad od wybuchu poduszki na piszczeli, ja miałam jednego malutkiego siniaczka na piersi. Kochane masa strachy, szok i ciągły widok jelenia przed oczami... Coś okropnego. Krzyczałam tylko do męża "wysiadaj" i sama się gramoliłam z samochodu... Wybuch podusszek powoduje że w środku jest masa jakiegoś takiego dymu, że ja miałam wrażenie, że się pali. Teraz wiem, że gdyby coś się stało mojemu mężowi, to chyba nie pomogłabym mu... Byłam w takim szoku że byłam zdolna tylko krzyczeć.... Ale również się przekonałam, że jednak nie ma takiej znieczulicy o jakiej się mówi w tv, wszyscy się zatrzymywali, wysiadali z samochodów, podbiegali z pytaniem czy nic nam nie jest... Dzwonili po pomoc. A u mnie w głowie tylko jedna myśl "co z dzieckiem?
". Przyjechało pogotowie, pomoc drogowa, policja... Trasa do szpitala karetką, pół nocy spędzone na sorze i wieści że wszystko jest w porządku

wspaniale! Jadąc karetką dzwoniłam już do mojego pana doktora od którego notabene wracaliśmy, że by powiedzieć i jego słowa uspokajające że na tym etapie to na pewno nie ma wpływu

więc w szpitalu to tylko dla upewnienia się.... No i kochane po tym wszystkim (oczywiście mój teściu wściekły, jak już wiedział że nam nic nie jest, to zaczął marudzić o samochód, z jednej strony mu się nie dziwię ale z drugiej móglby dać sobie spokój, to tylko rzecz, kasę dostanie za szkodę całkowitą i będzie mógł sobie kupić taki sam) zdecydowaliśmy, że jedziemy na urlop, odciąć się od tego wszystkiego, zapomnieć o wszystkich problemach jakie nas spotkały w ostatnim czasie. I udało się

pojechaliśmy, odpoczęliśmy.

Ja się czuje dobrze i to jest bardzo wazne... Coraz częściej mam niechęc do powrotu do pracy...

ale muszę choć na miesiąc żeby koleżanki mogły pójść na urlopy. A co do tych zazdrości Ewelinko to oczywiście ja tez tak miałam...

zazdrosna byłam nawet jak moja siostra zaszła w ciążę, jak kolejne koleżanki zachodziły... a ja nie

Tu jest tez troszke spowodowany brak zazdrości, że jakby nie było jest to wirtualny świat i wirtualne znajomości... Nie widzimy się na codzień i nie widzimy radości(która powoduje największe poczucie zazdrości) tej osoby, której się udało. Myślę że tak to działa... To jest jak z czytaniem książki, że albo nas wzrusza smutna sytuacja albo dołuje smutna... A radość się udziela bo się w to wczuwamy zupełnie jak w książkę.
Pozdrawiam was kochane

buziaki :* bo znów robię sobie przerwę na odpoczynek :*