Historia mojej wredoty

Opowiedz swoją historię. Jak długo chorujesz? Czy masz zaufanego lekarza? Czy szybko Cię zdiagnozowano? Czy zastosowane leczenie odniosło zamierzony skutek?
Winnie
Początkujący
Posty: 3
Rejestracja: poniedziałek, 22 grudnia 2014, 18:45

Historia mojej wredoty

Post autor: Winnie »

Witam Was Wszystkie

Mam na imię Asia i mam 30 lat

Czytając różne fora, artykuły postanowiłam sama podzielić się swoją historią a nuż komuś pomogę :) :)
W ciągu ostatnich kilku miesięcy ciągle borykam się z różnymi emocjami od wrastającej nadziei, że będzie lepiej po totalny dól w stylu co ja zrobiłam złego w życiu, że trafiło akurat na mnie? Myślę, że wzajemnie wsparcie jest bardzo ważne i oczywiście mam go na około, ale nikt w 100% mnie nie zrozumie kto sam przez podobną historię nie przechodzi.

U mnie w teorii zaczęło się stosunkowo nie dawno, stosunkowo bo diagnoza została postawiona pod koniec maja tego roku. Niemniej jednak patrząc z perspektywy czasu myślę, że endo mam już od kilku lat.
Okresy zawsze miałam bolesne, aczkolwiek to ostatnie 4 lata były nie do wytrzymania. 10 lat temu zaczęłam stosować środki antykoncepcyjne, dzięki którym całkowicie ustały bóle menstruacyjne. Po kilku latach za namową lekarza (jednego z wielu lekarzy którzy nie powinni być lekarzami a miałam niestety po drodze z takimi styczność jak pewnie wiele z Was) zrobiłam sobie 3 letnią przerwę po czym wróciłam do tabletek, Niestety bóle zostały już ze mną, nic nie dała zmiana tabletek na inne. Z roku na rok okresy były co raz bardziej bolesne tak, że nie raz 3 dni nie wychodziłam z łóżka. Zwykle tabletki tylko delikatnie łagodziły bóle, Pojawiły się przy okazji okresu problemy z jelitami, rozwolnienia, bóle przy oddawaniu stolca, ale lekarze twierdzili, że wszystko w porządku, przepisywali środki przeciwbólowe mówiąc, że taki mój urok i że po urodzeniu dziecka wszystko przejdzie. Nastał rok 2012, we wrześniu wzięłam ślub i zapadła decyzja, że zabieramy się za robienie dzidziusia, odstawiłam tabletki i wzięliśmy się do dzieła. Minął jeden, drugi, trzeci miesiąc i nic. Wtedy zaczęło się obserwowanie kiedy owulacja, ale dalej nic. W lutym 2013 okazało się, że mam niedoczynność tarczycy i rozpoczęłam leczenie. Po unormowaniu wyników znowu wzięliśmy się do pracy, ale dalej bez oczekiwanego efektu. Moja ginekolozka nakazywała cierpliwość. Ale ileż można czekać! Kolejny rok mijał a upragnionych dwóch kresek brak. Zdecydowaliśmy się z mężem na jego badania, ponieważ u mnie wydawało się wszystko w porządku. Wyniki wyszły średnie teraz wiemy, ze nie potrzebnie wziął ciepła kąpiel wcześniej :) Tak czy inaczej zaczął łykać cynk, Mijał kolejny rok moja lekarka jakby wszystko miała w poważaniu zaczęłam rozglądać się za nowym lekarzem i wydawało mi się, że trafiłam super. Kolejka do Pana doktora niebotyczna mimo iż przyjmował prywatnie. Po 6 h czekania udał się. Zlecił dodatkowe badania, które niestety też pokazywały, że wszystko jest OK, przy kolejnej wizycie powiedział, że czas sprawdzić drożność. Akurat miałam owulację, wiec jeszcze podjęliśmy próbę inseminacji, która niestety okazała się negatywna. Po tym podjęliśmy decyzję o laparoskopii której się poddałam w tym roku pod koniec maja. Efekt wszystko drożne, ale wyrok endometrioza. Wtedy była to endometrioza I stopnia, doktor dał nam 3 miesiące na starania drogą naturalną. Pierwszy okres od niepamiętnych czasów nie bolał ani odrobinę! Tylko, że to były złego początki. W kolejnym miesiącu pojawiły się bóle w odbycie, uczucie parcia. Oczywiście o takich sprawach nie rozmawia się otwarcie i zwaliłam to na hemoroidy (miałam zaparcia po laparoskopii) w sierpniu tuż przed urlopem chciałam iść na kontrole, niestety mojego lekarza nie było i polecił mi swojego kolegę, który tak przy okazji specjalizuje się w in vitro. Zlecił badania tak na wszelki wypadek bo już byliśmy po jednej nie udanej probie i kazał się relaksować na urlopie a nuż bez codziennego stresu w końcu zaskoczy. Wtedy nadszedł drugi okres z takimi samymi objawami tyle, ze już bolało bardziej. Niestety po urlopie z fasolki nici kolejny okres to był gwóźdź do trumny. Wyłam z bólu dosłownie przez 4 dni ból odbytu, krocza i jajników nie ustepował nawet po okresie, zgłosiłam się do mojego lekarza od laparoskopii łapiąc go na dyżurze w szpitalu. w 2 minuty zrobił usg i stwierdził nawrót endo i torbiel na jajniku, ale wchłonie się sama, Przepisał visanne na 2 miesiące. Niestety po 3 tyg dostałam jeszcze okres i powtórka z rozrywki znowu wizyta w szpitalu lekarz stwierdził ze no co poradzi muszę przeczekać aż lek zacznie działać, jak okresu nie będzie to będę się czuć lepiej. Troche mnie podłamało podejście lekarza, który mnie kompletnie nie kojarzył ani mojej historii miał tylko 3 minuty nic nie wspomniał o torbieli, Jak po kolejnych dwóch tyg zaczęłam plamić i tak plamiłam przez 10 dni zadzwoniłam do niego i powiedział, ze jak nie przejdzie to mam sie zglosic i brać dalej co biorę. Wkurzyłam się wtedy zaczęłam się zastanawiać na ile przeprowadził poprawnie laparoskopię czy może jedna powinna być włączone jakieś dodatkowe leczenie. Postanowiłam wrócić do lekarza od in vitro siedziałam w gabinecie ponad godzinę odpowiadał na każde moje pytanie czułam się w końcu zaopiekowania. USG niestety wykazało torbiel 5 cm na jajniku już wnikająca w jego struktury i zapadła decyzja o kolejnej laparoskopii. Przeszłam ją 11.12 okazało się, że endo mam już III stopnia jajnik wraz z torbielą był wielkości grejpfruta. Udało się ją usunąć nie niszcząc jajnika, Teraz czekam na wyniki histopatologii i AMH. Zapadła decyzja, że zbyt duże ryzyko próbować zachodzić naturalnie bo każdy kolejny miesiąc niesie ze sobą ryzyko odnowienia się wredoty (niestety nie wszystkie ogniska zostały usunięte- było to zbyt ryzykowne) wiec stad decyzja o in vitro. W piątek przyjęłam zoladex na razie brak skutków ubocznych oprócz zmiany nastrojów aczkolwiek może to być związane z tym, ze już mam dość i jestem zmęczona ciągłym bólem. Pojawiło się po 3 dniach krwawienie, a nim niestety bóle (podobno jest to związane z estradiolem) Także 3 dni wyłam z bólu, zmęczenia i z bezsilności. Podziwiam mojego męża i jego cierpliwość. Póki co od aż 5 h prawie nic nie boli, ale nie zapeszam cała noc przede mną...


Ufff ale się rozpisałam :)
Strasznie przykro, że tak często występująca choroba jest diagnozowana tak późno.
Idę poczytać inne historię i skończyć w końcu ubierać choinkę bo mam trochę siły. W tym roku przez te wszystkie zawirowania w ogóle nie czuję, ze są święta
Pozdrawiam
Awatar użytkownika
alcia28
Ekspert
Posty: 528
Rejestracja: poniedziałek, 16 lipca 2012, 16:03

Re: Historia mojej wredoty

Post autor: alcia28 »

Witaj na forum kochana. Dobrze ze sie wygadalas to pomaga. Skad ja to znan?!? wspolczuje bolu ktory cie meczyl ale mam nadzieje ze juz bedzie lepiej. Doskonale rozumiem co przechodzisz, ja mam synka z in vitro a teraz niechcacy zaszlam w druga ciaze tym razem naturalnie i coz to za ironia?!?!! Pisz jakie postepy u ciebie a ja zycze ci zeby pojawla sie upragniona dzidzia w Waszym zyciu.....pozdrawiam
Winnie
Początkujący
Posty: 3
Rejestracja: poniedziałek, 22 grudnia 2014, 18:45

Re: Historia mojej wredoty

Post autor: Winnie »

Dzięki za ciepłe słowa! Kolejna wizyta 7 stycznia więc na pewno będę już wiedzieć coś więcej

Wesołych Świat Wszystkim życzę!
olla27
Stały bywalec
Posty: 81
Rejestracja: środa, 23 lipca 2014, 16:26

Re: Historia mojej wredoty

Post autor: olla27 »

Wesołych Świąt! Asiu dobrze że napisałaś.
Dużo się nacierpiałaś zanim stwierdzili u Ciebie tą wredote, ale mam nadzieję że wszystko się ułoży, wystarczy spojrzeć na alcie28 :) tyle szczęscia ostatnio ją spotkałoa ja myślę że my jesteśmy następne w kolejce po to właśnie szczęście :D
Pozdrawiam
Winnie
Początkujący
Posty: 3
Rejestracja: poniedziałek, 22 grudnia 2014, 18:45

Re: Historia mojej wredoty

Post autor: Winnie »

Dzięki!
Dziewczyny Wesołych Świat! Żeby spełniły się nasze wszystkie marzenia i dużo, dużo zdrówka!
domowniczka
Ekspert
Posty: 1507
Rejestracja: wtorek, 30 marca 2010, 10:05

Re: Historia mojej wredoty

Post autor: domowniczka »

olla27 pisze:Wesołych Świąt!
Winnie pisze: Żeby spełniły się nasze wszystkie marzenia i dużo, dużo zdrówka!
Wesolego calego 2015 r. :) i wszystkiego co najlepsze! :)
Awatar użytkownika
gosiak76
Ekspert
Posty: 7372
Rejestracja: sobota, 22 maja 2010, 10:37

Re: Historia mojej wredoty

Post autor: gosiak76 »

Winnie pisze:Witam Was Wszystkie

Mam na imię Asia i mam 30 lat

Czytając różne fora, artykuły postanowiłam sama podzielić się swoją historią a nuż komuś pomogę :) :)
W ciągu ostatnich kilku miesięcy ciągle borykam się z różnymi emocjami od wrastającej nadziei, że będzie lepiej po totalny dól w stylu co ja zrobiłam złego w życiu, że trafiło akurat na mnie? Myślę, że wzajemnie wsparcie jest bardzo ważne i oczywiście mam go na około, ale nikt w 100% mnie nie zrozumie kto sam przez podobną historię nie przechodzi.

U mnie w teorii zaczęło się stosunkowo nie dawno, stosunkowo bo diagnoza została postawiona pod koniec maja tego roku. Niemniej jednak patrząc z perspektywy czasu myślę, że endo mam już od kilku lat.
Okresy zawsze miałam bolesne, aczkolwiek to ostatnie 4 lata były nie do wytrzymania. 10 lat temu zaczęłam stosować środki antykoncepcyjne, dzięki którym całkowicie ustały bóle menstruacyjne. Po kilku latach za namową lekarza (jednego z wielu lekarzy którzy nie powinni być lekarzami a miałam niestety po drodze z takimi styczność jak pewnie wiele z Was) zrobiłam sobie 3 letnią przerwę po czym wróciłam do tabletek, Niestety bóle zostały już ze mną, nic nie dała zmiana tabletek na inne. Z roku na rok okresy były co raz bardziej bolesne tak, że nie raz 3 dni nie wychodziłam z łóżka. Zwykle tabletki tylko delikatnie łagodziły bóle, Pojawiły się przy okazji okresu problemy z jelitami, rozwolnienia, bóle przy oddawaniu stolca, ale lekarze twierdzili, że wszystko w porządku, przepisywali środki przeciwbólowe mówiąc, że taki mój urok i że po urodzeniu dziecka wszystko przejdzie. Nastał rok 2012, we wrześniu wzięłam ślub i zapadła decyzja, że zabieramy się za robienie dzidziusia, odstawiłam tabletki i wzięliśmy się do dzieła. Minął jeden, drugi, trzeci miesiąc i nic. Wtedy zaczęło się obserwowanie kiedy owulacja, ale dalej nic. W lutym 2013 okazało się, że mam niedoczynność tarczycy i rozpoczęłam leczenie. Po unormowaniu wyników znowu wzięliśmy się do pracy, ale dalej bez oczekiwanego efektu. Moja ginekolozka nakazywała cierpliwość. Ale ileż można czekać! Kolejny rok mijał a upragnionych dwóch kresek brak. Zdecydowaliśmy się z mężem na jego badania, ponieważ u mnie wydawało się wszystko w porządku. Wyniki wyszły średnie teraz wiemy, ze nie potrzebnie wziął ciepła kąpiel wcześniej :) Tak czy inaczej zaczął łykać cynk, Mijał kolejny rok moja lekarka jakby wszystko miała w poważaniu zaczęłam rozglądać się za nowym lekarzem i wydawało mi się, że trafiłam super. Kolejka do Pana doktora niebotyczna mimo iż przyjmował prywatnie. Po 6 h czekania udał się. Zlecił dodatkowe badania, które niestety też pokazywały, że wszystko jest OK, przy kolejnej wizycie powiedział, że czas sprawdzić drożność. Akurat miałam owulację, wiec jeszcze podjęliśmy próbę inseminacji, która niestety okazała się negatywna. Po tym podjęliśmy decyzję o laparoskopii której się poddałam w tym roku pod koniec maja. Efekt wszystko drożne, ale wyrok endometrioza. Wtedy była to endometrioza I stopnia, doktor dał nam 3 miesiące na starania drogą naturalną. Pierwszy okres od niepamiętnych czasów nie bolał ani odrobinę! Tylko, że to były złego początki. W kolejnym miesiącu pojawiły się bóle w odbycie, uczucie parcia. Oczywiście o takich sprawach nie rozmawia się otwarcie i zwaliłam to na hemoroidy (miałam zaparcia po laparoskopii) w sierpniu tuż przed urlopem chciałam iść na kontrole, niestety mojego lekarza nie było i polecił mi swojego kolegę, który tak przy okazji specjalizuje się w in vitro. Zlecił badania tak na wszelki wypadek bo już byliśmy po jednej nie udanej probie i kazał się relaksować na urlopie a nuż bez codziennego stresu w końcu zaskoczy. Wtedy nadszedł drugi okres z takimi samymi objawami tyle, ze już bolało bardziej. Niestety po urlopie z fasolki nici kolejny okres to był gwóźdź do trumny. Wyłam z bólu dosłownie przez 4 dni ból odbytu, krocza i jajników nie ustepował nawet po okresie, zgłosiłam się do mojego lekarza od laparoskopii łapiąc go na dyżurze w szpitalu. w 2 minuty zrobił usg i stwierdził nawrót endo i torbiel na jajniku, ale wchłonie się sama, Przepisał visanne na 2 miesiące. Niestety po 3 tyg dostałam jeszcze okres i powtórka z rozrywki znowu wizyta w szpitalu lekarz stwierdził ze no co poradzi muszę przeczekać aż lek zacznie działać, jak okresu nie będzie to będę się czuć lepiej. Troche mnie podłamało podejście lekarza, który mnie kompletnie nie kojarzył ani mojej historii miał tylko 3 minuty nic nie wspomniał o torbieli, Jak po kolejnych dwóch tyg zaczęłam plamić i tak plamiłam przez 10 dni zadzwoniłam do niego i powiedział, ze jak nie przejdzie to mam sie zglosic i brać dalej co biorę. Wkurzyłam się wtedy zaczęłam się zastanawiać na ile przeprowadził poprawnie laparoskopię czy może jedna powinna być włączone jakieś dodatkowe leczenie. Postanowiłam wrócić do lekarza od in vitro siedziałam w gabinecie ponad godzinę odpowiadał na każde moje pytanie czułam się w końcu zaopiekowania. USG niestety wykazało torbiel 5 cm na jajniku już wnikająca w jego struktury i zapadła decyzja o kolejnej laparoskopii. Przeszłam ją 11.12 okazało się, że endo mam już III stopnia jajnik wraz z torbielą był wielkości grejpfruta. Udało się ją usunąć nie niszcząc jajnika, Teraz czekam na wyniki histopatologii i AMH. Zapadła decyzja, że zbyt duże ryzyko próbować zachodzić naturalnie bo każdy kolejny miesiąc niesie ze sobą ryzyko odnowienia się wredoty (niestety nie wszystkie ogniska zostały usunięte- było to zbyt ryzykowne) wiec stad decyzja o in vitro. W piątek przyjęłam zoladex na razie brak skutków ubocznych oprócz zmiany nastrojów aczkolwiek może to być związane z tym, ze już mam dość i jestem zmęczona ciągłym bólem. Pojawiło się po 3 dniach krwawienie, a nim niestety bóle (podobno jest to związane z estradiolem) Także 3 dni wyłam z bólu, zmęczenia i z bezsilności. Podziwiam mojego męża i jego cierpliwość. Póki co od aż 5 h prawie nic nie boli, ale nie zapeszam cała noc przede mną...


Ufff ale się rozpisałam :)
Strasznie przykro, że tak często występująca choroba jest diagnozowana tak późno.
Idę poczytać inne historię i skończyć w końcu ubierać choinkę bo mam trochę siły. W tym roku przez te wszystkie zawirowania w ogóle nie czuję, ze są święta
Pozdrawiam
Witaj na forum. No to rzeczywiscie wiele sie dzialo u Ciebie. oraz widze ze trafialas na marnych lekarzy w podrozy diagnozowania iraz leczenia. Najwazniejsze ze trafilas do wlasciwego lekarza, ktory miejmy nadzieje pomoze Ci w spelnieniu marzen zajscia w ciaze. Pozdrawiam cieplo.
Zycie jest tajemnica - stawiajac kolejny krok nigdy nie wiesz co odkryjesz
ODPOWIEDZ

Wróć do „Moja historia endometriozy”