Pomimo, iż nikt się już nie wpisał, ja tak samo jak dzielę się smutkami tak samo radościami

Czytająć właśnie swoje i wasze wpisy na moim wątku zobaczyłam własne wahania nastroju... Jak i co piszę, gdy jest mi źle i tak samo gdy jestem wesoła... Fakt, nie jest łatwo funkcjonować z taką huśtawką nastrojów... Współczuję a zarazem jestem wdzięczna mojemu kochanemu mężowi, za to że jest ze mną w dobrych i złych chwilach. Sama doszłam już do tego, jak może mi pomóc, gdy zaczyna we mnie rosnąć złość i nie wytrzymuję napięcia...Zwłaszcza, że mamy w domu nastolatkę z burzą hormonów i sporo innych problemów...Czasem myślę "biedny facet, któregoś dnia i on nie wytrzyma napięcia i rzuci to wszystko" Ale On jest

i trwa przy nas... Chwilami siedząc już bezsilnie w kuchni i patrząc na opakowanie leków mam myśli "odstawię leki bo nie wytrzymuję sama ze sobą a co dopiero On musi wytrzymywać..." W tedy mój ukochany powiedział "wiem o czym myślisz.Nawet nie próbuj... Wytrzymam wszystko, żebyś tylko była zdrowa..." Się zrobiło nostalgicznie...

Ale dziś mam dobry nastrój zwłaszcza dzięki wizycie u gina, który powiedział że jest bardzo zadowolony z efektów leczenia... Torbiel z wielkości mandarynki w trakcie 2 m-cy wchłonął się prawie całkowicie, został jeszcze mały pęcherzyk...

No i dodał, że całkiem możliwe, że skrócimy terapię o miesiąc, zrobimy badanie sprawdzające drożność jajowodów i będziemy się starać o dzidzię

Jestem szczęśliwa...

Pozdrawiam Was, czytające mój wątek i nieczytające i całuję gorąco...
