Endo...przypadek
: środa, 13 lipca 2016, 01:02
Dobry wieczór
Nie wiadomo od czego zacząć... no tak, najlepiej od początku.
Do tej pory ilekroć trafiałam do lekarza, robiłam jakiekolwiek badania (krew, USG jamy brzusznej, nawet o hematologa zahaczyłam...), zawsze wszystko było idealnie - zdrowa jak ryba Do ginekologa też chodziłam regularnie, pomimo iż nie potrzebowałam antykoncepcji, o ciąży też nie myślałam. Ale uważałam, że badanie się regularnie jest po prostu ważne...tylko nie wiedziałam wtedy, że powinnam się upomnieć o cytologię częściej niż raz na 5 lat, a przede wszystkim wypadałoby aby lekarz w ciągu kilku lat wykonał USG dopochwowe (fakt, że przez długi czas nie było to możliwe, ale od momentu rozpoczęcia współżycia można takie badanie wykonać). Tak więc chodziłam do ginekologa regularnie - zawsze tylko zwykłe badanie, pytanie czy coś dolega...i tutaj od dłuższego już czasu mówiłam, że mam bolesne miesiączki (pierwszy dzień, dwa masakra...) i zwykłe środki przeciwbólowe nie bardzo pomagają. Jeszcze gorszy był ból w czasie owulacji...nie pomagało NIC. Owy lekarz zawsze powtarzał to samo, że może mi przepisać tabletki antykoncepcyjne albo silniejsze środki przeciwbólowe. Nie potępiam absolutnie antykoncepcji...ale ja po prostu nie chciałam łykać tabletek (teraz to zawsze sobie myślę, co by było gdyby...może nieświadomie bym sobie pomogła...a może do dzisiaj nie wiedziałabym o endometriozie...), więc dostawałam recepty na profenid w czopkach, do tego jeszcze ewentualnie nospa no i tak sobie trwałam długi czas (nawiasem mówiąc, te czopki naprawdę pomagały! no poza bólami owulacyjnymi, które można było ciągle tylko delikatnie załagodzić, albo po prostu zacisnąć zęby i przetrwać). Do lekarza nie miałam nigdy zastrzeżeń - miły, sympatyczny, dobra opinia u pacjentek...
No ale do rzeczy...w sierpniu 2015 podczas fali upałów pewnego dnia po prostu zwolniłam się wcześniej z pracy do domu, bo było koszmarnie gorąco, w pracy ze czterdzieści stopni, było mi słabo (powiem tylko, że praca to główne źródło moich problemów - poziom stresu, który przekracza wszelkie normy, chamstwo, mobbing, brak perspektyw...oj można by książkę napisać...;( ). Poszłam do lekarza rodzinnego (szczerze mówiąc w nadziei, że dostanę kilka dni L4, bo każdy wolny dzień spędzony poza moim miejscem pracy jest na wagę złota...), ten zlecił badania - krew, mocz, skierowanie do laryngologa, hematologa i USG jamy brzusznej. No i tutaj wszystko się zaczęło...
W trakcie badania USG (akurat byłam w czasie owulacji) lekarz powiedział, że na lewym jajniku jest prawdopodobnie torbiel, bo jest to zdecydowanie za duże jak na pęcherzyk owulacyjny i zalecił natychmiastową kontrolę u ginekologa. Był zdziwiony, że pomimo regularnych wizyt ginekologicznych nic nie zostało zauważone, no ale jak miało zostać zauważone skoro jak pisałam wyżej ginekolog nigdy nie zrobił mi USG... Byłam w sumie u trzech lekarzy ginekologów zanim wybrałam nowego Wszyscy od razu powiedzieli, że to wygląda na torbiel czekoladową, endometrialną...jeden przepisał Rigevidon i badanie Ca-125 (nawet chciałam zostać Jego pacjentką, ale znalazłam fantastyczną lekarkę kobietę i u niej pozostałam). Mój "stary" ginekolog (tak, poszłam do niego z wynikami i wieściami od lekarza rodzinnego) od razu dał skierowanie do szpitala na laparoskopię - super, ale fajnie by było chociaż wyjaśnić pacjentce o co chodzi...
Ostatecznie wybrałam cudowną lekarkę (podpytałam chyba wszystkich znajomych o ich lekarzy i opinie na ich temat:P ), która wyjaśniła mi, że to wygląda na endometriozę, co to jest i jak można leczyć... Badanie USG wykazało, że na lewym jajniku miałam torbiel niespełna 5cm. Aby podjąć jakieś leczenie - przede wszystkim pytanie ze strony lekarza, czy staram się o dziecko aktualnie lub czy chcę mieć w przyszłości dzieci. Generalnie nie rodziłam jeszcze, ale nie planuję póki co ciąży...wiem wiem...zegar biologiczny...ale jestem wszystkiego całkowicie świadoma. Więc najpierw dostałam tabletki antykoncepcyjne Atywia (zażywałam 21 dni + 7 dni przerwy) od września/października 2015. Ponadto wizyta co trzy miesiące. Dodam, że do tej pory (przed zażywaniem tabletek antykoncepcyjnych) miałam regularne miesiączki, jak w szwajcarskim zegarku - zawsze wiedziałam, co się w moim organizmie dzieje:) Na tabletki reagowałam dobrze, nie czułam się źle, a przynajmniej tak mi się wydaje, bo nie miałam żadnych nowych dolegliwości. A co najważniejsze - bóle zmniejszyły się baaaaaaaaaaaaaardzo. Moje spożycie leków preciwbólowych na bóle menstruacyjne ograniczyło się do 1-2 tabletek Panadol femina w ciągu miesiąca!
W marcu trochę się wystraszyłam (nigdy wcześniej nie miałam doświadczenia z antykoncepcją hormonalną), bo miesiączka rozpoczęła się tydzień wcześniej - od razu poszłam do lekarza - i jak się już kończyła to przyszła kolejna - ta właściwa z odstawienia więc w sumie trwała ok. dwóch tygodni :/ Dwa miesiące później podobna historia - tylko jedna miesiączka, ale znowu tydzień za wcześnie (a jak już wspominałam u mnie takie nieregularności raczej się wcześniej nie zdarzały).
Regularnie oznaczałam Ca-125, wartość rosła z każdym badaniem od 32 do 71 przed operacją... Wielkość torbieli nie zmieniała się - dobrze, że się nie powiększała, ale też szanse na jej zmniejszenie, a zwłaszcza "wchłonięcie" były nikłe. Już w marcu Pani Doktor mówiła, że można albo zmienić tabletki na silniejsze, albo usunąć torbiel laparoskopowo. Tutaj już ostateczna decyzja należała do mnie. Ale Lekarka spokojnie i rzeczowo wszystko jeszcze raz wyjaśniła, wytłumaczyła:) Bo z taką torbielą dopóki się nie powiększa żyć mogę, tylko pytanie po co się męczyć...mimo wszystko ciągłe nieprzewidywalne bóle, uciski, samopoczucie jak na loterii - nigdy nie było wiadomo, czy rano wstanę radosna czy obolała, czy w ciągu dnia znowu coś nie zacznie kłuć, pobolewać itd. Ja nawet myślałam wcześniej, że mam jakąś chorobę jelit albo cokolwiek związanego z układem pokarmowym, ale okazało się, że to "koleżanka endometrioza".
Po 8/9 miesiącach zażywanie Atywii, w maju została podjęta ostateczna decyzja o laparoskopia, skierowanie do szpitala i termin na 22 czerwca. W szpitalu mnóstwo badań - ordynator też tylko zerknął i od razu stwierdził, że to jak nic endometrioza:P. 23 czerwca laparoskopia, 25 czerwca powrót do domu. Obecnie przebywam na zwolnieniu lekarskim do 16 lipca. Odebrałam wyniki badania histopatologicznego - diagnoza potwierdzona! Szwy zdjęte, rany goją się dobrze. Dieta lekkostrawna (no niestety z małymi czasami grzeszkami:( ale pracuję nad tym;) ). Oszczędzający tryb życia, ale nie mogę się doczekać, aż będę mogła wrócić do tańca, ćwiczeń i generalnie aktywności fizycznej. Śmiech, czy kichnięcie, czy cokolwiek innego związanego z zaangażowaniem brzucha coraz mniej przerażają:D (tuż po laparoskopii zwykłe czynności były przerażająco trudne). Póki co wiem, że zdrowie i odzyskiwanie sił jest najważniejsze.12 sierpnia mam wizytę kontrolną - mam nadzieję, że w środku wszystko cudnie się goi od momentu operacji nie miałam jakiegoś ogromnego bólu, wiadomo że czasami czuję swoje wnętrzności, ale na razie tylko raz sięgnęłam po środki przeciwbólowe...z powodu bólu głowy:/
W tej chwili czeka mnie około 6-12 miesięczna kuracja Visanne...
Trzymajcie kciuki
P.s. Na razie poza martwieniem się o swoje zdrowie, sen z powiem spędza mi powrót do pracy...wiecie jak wiele zdrowia potrafi zniszczyć stres...
Co jak co, tak wysokiej ceny jak moje własne zdrowie nie chcę płacić... Więc może czas na odważne decyzje i zmiany zawodowe
No i muszę wspomnieć o wsparciu jakie mam: Mama, siostra...i Tata (gdzieś tam wysoko z nieba )
I mój najukochańszy Mężczyzna:*
Nawet nie wiecie jak bardzo jestem szczęśliwa, że nie jestem z tym wszystkim sama...
Dobranoc
Nie wiadomo od czego zacząć... no tak, najlepiej od początku.
Do tej pory ilekroć trafiałam do lekarza, robiłam jakiekolwiek badania (krew, USG jamy brzusznej, nawet o hematologa zahaczyłam...), zawsze wszystko było idealnie - zdrowa jak ryba Do ginekologa też chodziłam regularnie, pomimo iż nie potrzebowałam antykoncepcji, o ciąży też nie myślałam. Ale uważałam, że badanie się regularnie jest po prostu ważne...tylko nie wiedziałam wtedy, że powinnam się upomnieć o cytologię częściej niż raz na 5 lat, a przede wszystkim wypadałoby aby lekarz w ciągu kilku lat wykonał USG dopochwowe (fakt, że przez długi czas nie było to możliwe, ale od momentu rozpoczęcia współżycia można takie badanie wykonać). Tak więc chodziłam do ginekologa regularnie - zawsze tylko zwykłe badanie, pytanie czy coś dolega...i tutaj od dłuższego już czasu mówiłam, że mam bolesne miesiączki (pierwszy dzień, dwa masakra...) i zwykłe środki przeciwbólowe nie bardzo pomagają. Jeszcze gorszy był ból w czasie owulacji...nie pomagało NIC. Owy lekarz zawsze powtarzał to samo, że może mi przepisać tabletki antykoncepcyjne albo silniejsze środki przeciwbólowe. Nie potępiam absolutnie antykoncepcji...ale ja po prostu nie chciałam łykać tabletek (teraz to zawsze sobie myślę, co by było gdyby...może nieświadomie bym sobie pomogła...a może do dzisiaj nie wiedziałabym o endometriozie...), więc dostawałam recepty na profenid w czopkach, do tego jeszcze ewentualnie nospa no i tak sobie trwałam długi czas (nawiasem mówiąc, te czopki naprawdę pomagały! no poza bólami owulacyjnymi, które można było ciągle tylko delikatnie załagodzić, albo po prostu zacisnąć zęby i przetrwać). Do lekarza nie miałam nigdy zastrzeżeń - miły, sympatyczny, dobra opinia u pacjentek...
No ale do rzeczy...w sierpniu 2015 podczas fali upałów pewnego dnia po prostu zwolniłam się wcześniej z pracy do domu, bo było koszmarnie gorąco, w pracy ze czterdzieści stopni, było mi słabo (powiem tylko, że praca to główne źródło moich problemów - poziom stresu, który przekracza wszelkie normy, chamstwo, mobbing, brak perspektyw...oj można by książkę napisać...;( ). Poszłam do lekarza rodzinnego (szczerze mówiąc w nadziei, że dostanę kilka dni L4, bo każdy wolny dzień spędzony poza moim miejscem pracy jest na wagę złota...), ten zlecił badania - krew, mocz, skierowanie do laryngologa, hematologa i USG jamy brzusznej. No i tutaj wszystko się zaczęło...
W trakcie badania USG (akurat byłam w czasie owulacji) lekarz powiedział, że na lewym jajniku jest prawdopodobnie torbiel, bo jest to zdecydowanie za duże jak na pęcherzyk owulacyjny i zalecił natychmiastową kontrolę u ginekologa. Był zdziwiony, że pomimo regularnych wizyt ginekologicznych nic nie zostało zauważone, no ale jak miało zostać zauważone skoro jak pisałam wyżej ginekolog nigdy nie zrobił mi USG... Byłam w sumie u trzech lekarzy ginekologów zanim wybrałam nowego Wszyscy od razu powiedzieli, że to wygląda na torbiel czekoladową, endometrialną...jeden przepisał Rigevidon i badanie Ca-125 (nawet chciałam zostać Jego pacjentką, ale znalazłam fantastyczną lekarkę kobietę i u niej pozostałam). Mój "stary" ginekolog (tak, poszłam do niego z wynikami i wieściami od lekarza rodzinnego) od razu dał skierowanie do szpitala na laparoskopię - super, ale fajnie by było chociaż wyjaśnić pacjentce o co chodzi...
Ostatecznie wybrałam cudowną lekarkę (podpytałam chyba wszystkich znajomych o ich lekarzy i opinie na ich temat:P ), która wyjaśniła mi, że to wygląda na endometriozę, co to jest i jak można leczyć... Badanie USG wykazało, że na lewym jajniku miałam torbiel niespełna 5cm. Aby podjąć jakieś leczenie - przede wszystkim pytanie ze strony lekarza, czy staram się o dziecko aktualnie lub czy chcę mieć w przyszłości dzieci. Generalnie nie rodziłam jeszcze, ale nie planuję póki co ciąży...wiem wiem...zegar biologiczny...ale jestem wszystkiego całkowicie świadoma. Więc najpierw dostałam tabletki antykoncepcyjne Atywia (zażywałam 21 dni + 7 dni przerwy) od września/października 2015. Ponadto wizyta co trzy miesiące. Dodam, że do tej pory (przed zażywaniem tabletek antykoncepcyjnych) miałam regularne miesiączki, jak w szwajcarskim zegarku - zawsze wiedziałam, co się w moim organizmie dzieje:) Na tabletki reagowałam dobrze, nie czułam się źle, a przynajmniej tak mi się wydaje, bo nie miałam żadnych nowych dolegliwości. A co najważniejsze - bóle zmniejszyły się baaaaaaaaaaaaaardzo. Moje spożycie leków preciwbólowych na bóle menstruacyjne ograniczyło się do 1-2 tabletek Panadol femina w ciągu miesiąca!
W marcu trochę się wystraszyłam (nigdy wcześniej nie miałam doświadczenia z antykoncepcją hormonalną), bo miesiączka rozpoczęła się tydzień wcześniej - od razu poszłam do lekarza - i jak się już kończyła to przyszła kolejna - ta właściwa z odstawienia więc w sumie trwała ok. dwóch tygodni :/ Dwa miesiące później podobna historia - tylko jedna miesiączka, ale znowu tydzień za wcześnie (a jak już wspominałam u mnie takie nieregularności raczej się wcześniej nie zdarzały).
Regularnie oznaczałam Ca-125, wartość rosła z każdym badaniem od 32 do 71 przed operacją... Wielkość torbieli nie zmieniała się - dobrze, że się nie powiększała, ale też szanse na jej zmniejszenie, a zwłaszcza "wchłonięcie" były nikłe. Już w marcu Pani Doktor mówiła, że można albo zmienić tabletki na silniejsze, albo usunąć torbiel laparoskopowo. Tutaj już ostateczna decyzja należała do mnie. Ale Lekarka spokojnie i rzeczowo wszystko jeszcze raz wyjaśniła, wytłumaczyła:) Bo z taką torbielą dopóki się nie powiększa żyć mogę, tylko pytanie po co się męczyć...mimo wszystko ciągłe nieprzewidywalne bóle, uciski, samopoczucie jak na loterii - nigdy nie było wiadomo, czy rano wstanę radosna czy obolała, czy w ciągu dnia znowu coś nie zacznie kłuć, pobolewać itd. Ja nawet myślałam wcześniej, że mam jakąś chorobę jelit albo cokolwiek związanego z układem pokarmowym, ale okazało się, że to "koleżanka endometrioza".
Po 8/9 miesiącach zażywanie Atywii, w maju została podjęta ostateczna decyzja o laparoskopia, skierowanie do szpitala i termin na 22 czerwca. W szpitalu mnóstwo badań - ordynator też tylko zerknął i od razu stwierdził, że to jak nic endometrioza:P. 23 czerwca laparoskopia, 25 czerwca powrót do domu. Obecnie przebywam na zwolnieniu lekarskim do 16 lipca. Odebrałam wyniki badania histopatologicznego - diagnoza potwierdzona! Szwy zdjęte, rany goją się dobrze. Dieta lekkostrawna (no niestety z małymi czasami grzeszkami:( ale pracuję nad tym;) ). Oszczędzający tryb życia, ale nie mogę się doczekać, aż będę mogła wrócić do tańca, ćwiczeń i generalnie aktywności fizycznej. Śmiech, czy kichnięcie, czy cokolwiek innego związanego z zaangażowaniem brzucha coraz mniej przerażają:D (tuż po laparoskopii zwykłe czynności były przerażająco trudne). Póki co wiem, że zdrowie i odzyskiwanie sił jest najważniejsze.12 sierpnia mam wizytę kontrolną - mam nadzieję, że w środku wszystko cudnie się goi od momentu operacji nie miałam jakiegoś ogromnego bólu, wiadomo że czasami czuję swoje wnętrzności, ale na razie tylko raz sięgnęłam po środki przeciwbólowe...z powodu bólu głowy:/
W tej chwili czeka mnie około 6-12 miesięczna kuracja Visanne...
Trzymajcie kciuki
P.s. Na razie poza martwieniem się o swoje zdrowie, sen z powiem spędza mi powrót do pracy...wiecie jak wiele zdrowia potrafi zniszczyć stres...
Co jak co, tak wysokiej ceny jak moje własne zdrowie nie chcę płacić... Więc może czas na odważne decyzje i zmiany zawodowe
No i muszę wspomnieć o wsparciu jakie mam: Mama, siostra...i Tata (gdzieś tam wysoko z nieba )
I mój najukochańszy Mężczyzna:*
Nawet nie wiecie jak bardzo jestem szczęśliwa, że nie jestem z tym wszystkim sama...
Dobranoc